Tak jawa, jak sen

(…)to wszys­tko na­leży do przeszłości. Ja jes­tem in­na, więc i on nie mógł po­zos­tać ta­ki sam”. 
– Danielle Steel

Za szybą rozpościerał się, całkiem przyjemny dla oka, obraz. Różnorakiej maści konstrukcje, przez człeka, z zamysłem wzniesione i wszelaki zamysł natury w zieleni… spowiła bieluśka niczym mleko, opadająca dystyngowanie, kryształowa smuga. Było już ciemno. Bardzo ciemno. Mrok wypełnił przestrzenie między źdźbłami, dopadł sekretu zakamarki i zaraził Heliosa swą niezdrową tajemniczością. A ja… a My, byliśmy jedynym źródłem oczyszczającego światła w okolicy. Pędziliśmy, jak bogowie na swym ognistym rumaku, mijając karoce królewskiej marności i buty.

Wróciłem. Zakończyłem swą tegoroczną – relatywnie krótką – przygodę z Warszawą. Jak było? Hm… sądzę, że tak jak powinno. Nie znalazłem tego, co odszukać chciałem. W sumie próżno poszukiwać czegoś, co nie ma większego sensu, nie istnieje. Czegoś… z pogardą ujętą w nazwie.

Spędziłem miło czas – tak jak chciałem. Nie wyspałem się – tego akurat nie pragnąłem za żadne skarby, bo wyglądam teraz, jak zombie (czyt. gorzej niż zawsze – tak to możliwe!). Ale kurcze, było warto – chociażby patrząc przez pryzmat Warszawy nocą. Jest na co popatrzeć – bez wątpienia. Ale… to nie zmienia mojego stosunku do tego miasta. I nic chyba nie zmieni.

W przerwie, w oczekiwaniu na zdjęcie do notki (którego się nie doczekałem, więc wstawiłem pierwsze lepsze) , dowiedziałem się, że Warszawa – już stęskniona – przyjechała do mnie. => PixiGraph’s

A teraz… koniec Wakacji. Pora zająć się Życiem. Przez jakiś czas.

Run Forest, run!

Mówiła, że była i chciała
W nieszczerości się ostała.

…i nagle zadzwonił! Zegarek. „Zegarek?!”- zdziwiłem się bardzo. Wiedziałem, że to wspomnienie „lepszych czasów” błąka się gdzieś w czeluściach mych, zabałaganionych niczym myśli właściciela, szafek. Ale kurcze… To już ponad 10 lat, a on – obdarty ze skóry maczetą czasu – nadal „tyka”. Dziwi mnie to, że bateria nie padła. Dziwi mnie to, że… zadzwonił. W końcu, przecież dawno temu wyłączyłem budzik. Pojawiła się komórka i stwierdziłem, po co „chłopak” ma się męczyć? I tak sobie siedzę nad nim, i zastanawiam się… dlaczego teraz? Czy to jakiś przekaz, zrządzenie losu, czy po prostu ostatnie tchnienie staruszka? Nie wiem…

Ostatnie 2-3 dni bardzo dały mi się we znaki. Jestem psychicznie wymęczony przez cyfrową przestrzeń kodów, dla zwykłego człowieka, o nieznanym znaczeniu.

Tak poza tym… otworzyłem dzisiaj mój zeszyt do notek i zacząłem go sobie przeglądać. Miłe uczucie… Mnóstwo wiekowych i aktualnych myśli. Rymy, których świat jeszcze nie widział/słyszał/ poczuł. I.. te rysunki – proste, niczym spod ołówka przeciętnego przedszkolaka; z drugim dnem – tak już w moim stylu. Czy kiedyś się tu pojawią? Pewnie, jeśli będzie ku temu okazja. Mam taką nadzieję.

Może pora zacząć własne Igrzyska?

…muszę go naprawić. MUSZĘ.

Gdy dociera do Ciebie, że czasami to nie pogoda ma wpływ na nastrój, lecz nastrój na pogodę…

Czy warto? A co z wiernością cielesną? Czy o to chodzi? Czy to jest miłość? Czy zachowanie miłości dla jednej wybranej osoby pozostaje w zgodzie z naturą? A jeśli tak nie jest, to czy dostajesz dodatkowe punkty za starania? Czy to działa w obie strony? Oczywiście, że nie.
A jednak…

— Mario Puzo
Śmierć frajerom

 Chyba pora w końcu zacząć walczyć o siebie… o swoją przyszłość… zatracone na przestrzeni czasu „ja”. Czas najwyższy chwycić, niegdyś pokornie złożoną, broń… Czas zacząć przeć do przodu niszcząc po drodze wszystkie przeszkody. Czas osiągnąć wymarzony cel – samotnie (przykro i niestety).

Książki walają się po pokoju ogarniętym zapachem liczb i trudnych słów.
Dieta, trening… wszystko nowe – lepsze.
A serce… zamknięte (nie)szczelnie w pudełku.

Witam pana… panie Durden.